tragedia i miłość - wiecznie splątane, czyli...recenzja "november 9"

Zawsze lubiłam jesień. Być może dlatego, że jest to pora roku podczas której się urodziłam. Tyle, że o ile wrzesień jest całkiem przyjemny, to listopad ssie. Dzisiejszy dzień chce mnie chyba dobić. Czy tylko mnie od rana chce się spać? Najchętniej zakopałabym się w kołderce i zasnęła. Tyle, że przede mną niestety dużo pracy. Zaraz po napisaniu tej recenzji zmykam do nauki.

Być może zastanawiacie się, dlaczego piszę tę recenzję, skoro mam jeszcze dwie zaległe. Po pierwsze, jestem świeżo po lekturze i pisząc tę recenzję nie chcę uronić żadnego szczegółu. Po drugie jest to jeszcze świeżynka, w końcu to dopiero 10 dni od jej premiery, i część z was pewnie nadal się zastanawia czy ją kupić. Dlatego przychodzę i ZAPRASZAM NA RECENZJĘ 😀


"NOVEMBER 9"



COLLEEN HOOVER
WYDAWNICTWO: OTWARTE
GATUNEK: ROMANS




 Po ostatnim, niezbyt miłym spotkaniu z Coleen w "Never, never" zaczęłam panikować, czy jedna z moich ulubionych pisarek nie zaczyna się wypalać. Dlatego też z niecierpliwością wyczekiwałam premiery jej kolejnej książki i najszybciej jak się dało ją zamówiłam. Z uśmiechem przyznaję, że pogodziłyśmy się z Hoover. I przyznaję, że strasznie za nią tęskniłam.

"Jedną z rzeczy, o których zawsze staram się sobie przypominać, jest to, że każdy
ma blizny. – mówi. – Wielu z nich ma gorsze ode mnie. Jedyną różnicą jest to, że moje
są widoczne, a większości ludzi nie."

9 listopada dla Fallon jest najgorszym dniem w roku. Bo jak inaczej nazwać rocznicę dnia, w którym zawaliło się jej całe dotychczasowe życie? Jak nazwać rocznicę dnia, w którym o mało nie zginęła? Aż nadchodzi ten 9 listopada, kiedy to Fallon poznaje Bena. Od teraz 9 listopada staje się dniem, na który oboje będą wyczekiwać przez cały rok.

"Kiedy znajdujesz miłość, to ją bierzesz. Chwytasz obiema rękami i robisz co w swojej mocy, żeby jej nie puścić. Nie możesz tak po prostu od niej odejść i oczekiwać, że będzie trwać, dopóki nie będziesz na nią gotowa."

Czas płynie nieubłaganie a każde z bohaterów żyje własnym życiem oczekując tylko tej daty. Fallon staje się natchnieniem dla Bena, który zaczyna opisywać ich historię. Jednak co jeśli Ben widzi tę opowieść inaczej niż Fallon? Co jeśli historia opisana na kartach książki różni się od tej, w którą wierzy główna bohaterka?

"Ktokolwiek powiedział, ze prawda boli był optymistą. Prawda jest straszliwie bolesnym sukinsynem."

Cóż mogę wam powiedzieć. Ta opowieść przeprowadzi was przez całą paletę emocji.  Przede wszystkim niepewność, którą niesie za sobą każde kolejne spotkanie. Nie mamy pojęcia co działo się w ciągu reszty roku u naszych bohaterów, więc nie mamy pewności jak będzie wyglądał każdy kolejny 9 listopada. W jednej sekundzie będziecie się śmiać a w następnej płakać. Przynajmniej tak było w moim przypadku. Nie brakowało też momentów, w których musiałam odłożyć książkę z powodu natłoku emocji. Bywały chwile, jak to u Colleen, że czytanie wręcz...bolało. Mam wrażenie, że ta kobieta zawsze gdzie uderzyć, żeby do mnie trafić 💓

"Cztery lata zajęło mi by go pokochać. Tylko cztery strony by przestać."

 To nie jest typowa książka o miłości. Zdecydowanie nie. Tematyką sięga ona zdecydowanie głębiej. To nie jest opowieść jedynie o dwójce samotnych ludzi, którzy na siebie trafiają. Tu chodzi o przeszłość. O rany, których nie da się załatać miłością. Rozkopanie starych spraw. Wybaczenie. Odkupienie. Zrozumienie.
 I jak zwykle u Colleen - niesatysfakcjonujące zakończenie. Zakończenie, które sprawia, że nie możemy odłożyć tej książki i po prostu o niej zapomnieć.

" 'Kochała mnie' w cudzysłowie
Całowała mnie pogrubioną czcionką
PRÓBOWAŁEM JĄ ZATRZYMAĆ wielkimi literami
Zostawiła mnie z wielokropkiem..."

Cóż ja mogę powiedzieć o bohaterach. Ludzie, których poznajemy to para zagubionych 18-latków. To, że "spotykamy się z nimi" co rok nie pozwala nam do końca ich poznać, ale mimo wszystko jesteśmy w stanie powiedzieć o nich kilka rzeczy.
Fallon została złamana przez wypadek, ale mimo wszystko nadal nosi w sobie tą pewną siebie, stanowczą naturę, którą dzięki Benowi w sobie odkrywa. Polubiłam ją jako główną bohaterkę i bardzo się z nią utożsamiłam.
Co do Bena - cóż mogę o nim powiedzieć poza tym, że jest po prostu świetny? Choć czasami się na niego denerwowałam, bo był niedomyślny, jak to u facetów często bywa, to mnie zauroczył. Polubiłam go, a nie często się zdarza, żebym lubiła tego typu bohaterów.
I nie byłabym sobą gdybym nie wspomniała o Milesie i Tate. Jeżeli czytaliście "Ugly Love" to na pewno wiecie kto to. I...oni się tu pojawiają! Co prawda tylko na kilka sekund, ale mimo wszystko miło było "spotkać" ich ponownie.


Co do okładki to zdecydowanie mi się podoba, z obu stron. Chociaż, jeśli mam być szczera, to te nowe wydania "Maybe, Someday" i "Ugly Love" nie szczególnie mi przypadły do gustu, a nie da się zauważyć że powstały one na podobieństwo tej okładki. Szczerze cieszę się, że mam tamte okładki w tym pierwszym wydaniu.



Mam nadzieję, że przekonałam was do sięgnięcia po tę książkę bo naprawdę warto. Colleen absolutnie nie zawodzi. Jeśli zastanawialiście się, czy kupić tę książkę to myślę, że rozwiałam wątpliwości 👌
A jeśli czytaliście tę książkę to dajcie znać w komentarzu co o niej myślicie.
 Ostatnie co wam dam to mój ukochany cytat z tej książki:

"NIGDY NIE UDA CI SIĘ ODNALEŹĆ SIEBIE, JEŚLI ZATRACISZ SIĘ W DRUGIEJ OSOBIE."

BOOK-BLOOD PRINCESS

Komentarze