Jak NIE czytać książek...

...a ja to zrobiłam.
Cześć Miśki.
Dzisiaj przychodzę z czymś innym, a mianowicie z taką trochę pogadanką? Pogawędką? A może lepiej po prostu "historią z morałem"? W każdym razie, chciałabym wam opowiedzieć o tym czemu przez ostatnie kilka miesięcy...a może nawet ostatni rok mój blog wyglądał jak wyglądał. Co to znaczy? Mała ilość postów, bardzo nieregularnych swoją drogą. Mała ilość recenzji. Mało..życia w tym wszystkim.
Od razu uprzedzam, że post ten będzie pełen frustracji, więc jeśli nie lubicie takich klimatów, to nie czujcie się zmuszeni do czytania. Po prostu czuję, że muszę o tym opowiedzieć, a może w ten sposób przy okazji komuś pomogę.


Zastanawiam się, czy tytuł nie powinien raczej brzmieć "Jak nie podchodzić do książek", bo głownie o tym będę tu pisała. O moim podejściu, o tym co się we mnie zmieniło i o tym czemu przez pewien czas książki wzbudzały moją niechęć.
Dokładnie tak, niechęć kochani. Nieczęsto się zdarza, żeby jakiś recenzent mówił o książkach w ten sposób. Raczej są to teksty typu "Dzień bez książki jest dniem straconym", "nie umiem żyć bez czytania", "chcę tylko czytać i czytać i czytać". Tymczasem ja mówię otwarcie - w ostatnim czasie czytanie czy pisanie było dla mnie koszmarem na jawie. A wiecie jak to jest - kiedy możecie uniknąć nieprzyjemności to to robicie. Dlatego też mało czytałam, mało pisałam, mało robiłam. 
Chcę wam więc przybliżyć, choć odrobinę, co się stało, że powstała u mnie taka niechęć.

1. ILOŚĆ, NIE JAKOŚĆ.
Chyba najgorszą zbrodnią czytelnika jest czytanie na czas. Książka ma być dla nas przyjemnością, czymś co chłoniemy strona po stronie, natomiast dla mnie stała się ona czymś na kształt mostu, który muszę pokonać. Liczyłam strony, przeliczałam na procenty, ile mi jeszcze zostało, czy jestem przed połową czy za połową. Jeśli zaczynałam książkę i zaczynała mnie ona męczyć to brnęłam dalej, tylko dlatego, że zmarnowałam na nią już te kilka/kilkanaście godzin, więc zmarnuję kolejne, ale będę  miała kolejną książkę przeczytaną. Traktowałam je trochę jak trofea. A przez to traciłam sens. 

2. PRACA, NIE PRZYJEMNOŚĆ.
Kiedy zakładałam bloga, to w zamyśle miało być to czymś dla mnie. Chciałam się dzielić miłością do książek, może czasami wejść z kimś w dyskusję na ich temat. Niestety z czasem pojawiło się w moim umyśle pojęcie "praca" i choć nie mam z tego żadnych zysków - poza kilkoma darmowymi książkami co jakiś czas, których może sama z własnej woli bym nawet nie kupiła - to właśnie tak zaczęłam traktować bloga. Jako obowiązek. A przyznajmy się sobie szczerze, jeśli macie wybór - pójść do pracy czy do kina/na kręgle/w jakieś inne, fajne miejsce - to co wybierzecie? No właśnie. I dokładnie w taki sposób straciłam do tego chęć.

3. BYT, NIE WARTOŚĆ
To jest chyba mój największy grzech, czyli pisanie postów...żeby były. Nie, że napiszę post, będę nad nim długo siedzieć, ale będzie on doskonale podsumowywał co myślę na temat książki na przykład, tylko pisanie ich, żeby były. Bo wy chcecie, bo wydawnictwo chce, bo dawno nie było. Ja oczywiście mimo to próbowałam przelać do nich choć odrobinę siebie, ale to nie było mimo wszystko "to" - posty brzmiały sucho i bezosobowo. A potem nagle się okazało że coraz mniej osób chciało mnie czytać. Oczywiście nie jestem zdziwiona, bo wszyscy którzy udzielają rad, jak "wybić się" w internecie, mówią żeby być sobą. To napełniło mnie tak ogromną frustracją, że nie potrafiłam się odnaleźć. Czułam się samotna, smutna i rozbita. Ostatecznie chyba nawet odrobinę się z tego cieszę, bo otworzyło mi to oczy. I tylko dlatego nie zatraciłam siebie.


CO TERAZ?
Oczywiście jeżeli powyższy wylew frustracji i żalu was przestraszył to uspokajam, nie usuwam bloga ani nigdzie nie znikam. Wręcz przeciwnie, to co się stało wlało we mnie nową nadzieję i, przede wszystkim, nową energię. Mam ochotę pisać i pisać jak na początku - wszystko na raz.
Tak samo, po rozliczeniu się w pewien sposób ze sobą, nabrałam większej ochoty do czytania. Chłonę stronę za stroną książek mając świadomość, że robię to zgodnie ze sobą, a nie dlatego, że "muszę". Nigdy nie zmuszajcie się do czytania książek. Bądźcie po prostu sobą. Nie ważne czy przeczytacie miesięcznie 10, 15 książek czy może tylko 1. Ważne, żeby były to książki które chcecie czytać. Nie odbierajcie sobie sami przyjemności z czytania!

COŚ MILSZEGO!
Najważniejsza sprawa dotycząca Was. Tak, Ciebie i Ciebie. I Ciebie też. Chcę być z wami w lepszym kontakcie. Móc z wami dyskutować, doradzać wam, pytać was o różne rzeczy. Stwierdziłam, że fanpage najwidoczniej nie jest dobrym pomysłem, więc...stworzyłam grupę na Facebooku. Znajdziecie ją tutaj. Dołączajcie, będę akceptować każdego, spokojnie. Dodawajcie posty, rozmawiajcie ze sobą i ze mną i cieszcie się naszą rodzinną wspólnotą książkoholików!

To chyba tyle z mojej strony. Czekajcie na kolejne posty, szczególnie że w najbliższym czasie dwie recenzje naprawdę wartych przeczytania książek.
A posta kończę kolorem nadziei!




BOOK-BLOOD PRINCESS

Komentarze