Nie płakałam?, czyli...recenzja "Confess"
Cześć Misiaczki!
Wiem, nie było mnie tak długo, że to karygodne.
Przez pewien czas, owszem, byłam zabiegana i zapracowana, ale nie będę kłamać - nie było tak ciągle. Zdarzały się dni, kiedy miałam dużo wolnego czasu, ale jakoś nie mogłam się zebrać.
Szczerze, nie potrzebowałam wiele. recenzja, którą macie poniżej, była już w połowie napisana na początku maja, wystarczyło ją tylko dokończyć. Niestety, brakowało mi weny, siły i czegoś, co jest najważniejsze - chęci.
Do tego powrotu zbierałam się już dwóch miesięcy i jakoś nie mogłam się zmusić, a pod żadnym pozorem nie chciałam, żeby to co do was piszę, było sztuczne.
Dzisiaj jednak wstałam z ogromną potrzebą zrobienia czegoś pożytecznego. Zaczęło się od wysprzątania pokoju, a teraz siedzę i piszę do was z butelką zimnej wody, miseczką borówek, lecącym w tle Mura Masą i ogromnym podekscytowaniem.
Tak więc, jeżeli chcecie poznać znaczenie tytułu to zapraszam na recenzję 😃
"CONFESS"
COLLEEN HOOVER
WYDAWNICTWO: OTWARTE
GATUNEK: ROMANS
ILOŚĆ STRON: 296
O "Confess" słyszałam na długo przed choćby zapowiedzią jej premiery. Jest ona bowiem uważana za najlepszy romans tej autorki. Nie dziwi więc, że jako wielka fanka twórczości Colleen Hoover zamówiłam tę pozycję jeszcze przed jej premierą, która miała miejsce 10 maja i jak tylko dorwałam to maleństwo w łapki to zaczęłam czytać.
Książkę rozpoczyna łamiący serce prolog. Jest to retrospekcja, której uzupełnienie poznajemy dopiero w epilogu. Opowiada ona o 15-letiej Auburn i stracie, która jej dotyka.
"Zawsze będę cię kochała, nawet jeśli nie powinnam."
OMG, czyli Owen wiele w życiu przeszedł, jednak stara się na tym nie skupiać. Całego siebie poświęca swojej pasji. Malarz zawdzięcza swój sukces nie tylko talentowi, ale także anonimowym ludziom, którzy podrzucają do jego studia wyznania. Te zaś stanowią jego inspirację, a także stają się tytułami dzieł.
"Bo to nie mięśnie czynią człowieka silnymi. Tylko tajemnice. Im więcej sekretów skrywasz, tym silniejszy jesteś w środku."
Auburn od kilku lat stara się odzyskać normalne życie, które zostało jej sprytnie odebrane. Prawnicy jednak nie są tani, dziewczyna potrzebuje więc pieniędzy, a te, które póki co zarabia, są niewystarczające. W taki oto sposób kobieta trafia do galerii Owena.
"Wiesz, to mogłoby być przeznaczenie"Zakochanie się nie jest częścią planu żadnego z bohaterów, jednak przekorny los stawia na swoim. Na pierwszy rzut oka, wydaje się, że Owen mógłby stać się dla Auburn wsparciem i ukojeniem bólu, który pozostawiła po sobie przeszłość. Jednak życie nie jest takie proste i piękne, a wzajemne tajemnice zaczynają tworzyć rysy na relacji tych dwojga.
Czy tej dwójce pisane jest wspólne życie? Czy miłość okaże się silniejsza o problemów stawianych na drodze bohaterów? Czy uda im się pokonać demony przeszłości?
"- Czasami nie mamy drugich szans, Owen. Czasami rzeczy po prostu się kończą.
Krzywi się.
- My nawet nie mieliśmy pierwszej szansy."
Wyznania na tym zdjęciu zaczerpnięte są z książki |
Nie wiem czy kojarzycie taki stronki jak Anonimowe Wyznania czy Wyznajemy. Ja w każdym razie tak i czasami, kiedy mi się nudzi, czytam to, co ludzie tam podsyłają. Wyobraźcie sobie teraz, że wyznania te, stają się inspiracją dla artystów. Wyznania, którymi człowiek nie ma się z kim podzielić. Przemyślenia, które bywają tak okropne, że strach wypowiedzieć je na głos.
Warto zaznaczyć, że wyznania znajdujące się w książce, to słowa, które podesłali autorce jej fani. Tym mocniej uderza w nas ich szczerość, momentami wzruszając , w innych przypadkach przyprawiając o ciarki.
Warto zaznaczyć, że wyznania znajdujące się w książce, to słowa, które podesłali autorce jej fani. Tym mocniej uderza w nas ich szczerość, momentami wzruszając , w innych przypadkach przyprawiając o ciarki.
Jeżeli ktoś śledzi twórczość Colleen Hoover to wie, że eksperymentowała ona już ze sztuką, konkretnie z muzyką, przy pisaniu "Maybe someday". W tym przypadku autorka czerpie z malarstwa, konkretnie obrazów Danny'ego O'Connora.
Swoją drogą, gdy dostałam książkę w swoje łapki, to przestraszyłam się, że dostałam trefny egzemplarz, gdyż miał on w środku kilka białych kartek. Okazało się na szczęście, że jest to specjalnie umieszczony w tamtym miejscy grubszy, biały papier, na którym wydrukowane zostały prace Danny'ego, których przykłady widzicie powyżej.
Dręczy was zapewne pytanie, czemu nie płakałam. W końcu Colleen słynie z tego, że zawsze wzrusza czytelników.
Oczywiście nie jest tak, że nie płakałam wcale. Uroniłam kilka łez, jednak nie były to kałuże, jak w przypadku chociażby "Ugly love". Jedynym, według mnie, mankamentem tej książki, jest jej krótkość. Książka ma niecałe 300 stron, na których mamy nawiązanie do sztuki. Mamy pewnego rodzaju eksperyment społeczny, związany z wyznaniami. W takim przypadku, praktycznie nierealnym jest przedstawienie w pełni bohaterów.
Przez te kilkaset storn, nie zdążyłam więc bohaterów dobrze poznać ani, tym bardziej, się do nich przywiązać.
Dodatkowo książka zawiera kilka minimalnych błędów logicznych, które strasznie mnie rozpraszały.
Ostatecznie jednak książka naprawdę mi się podobała. Ma bardzo ciekawą fabułę i jest przyjemna w odbiorze.
Myślę, że idealnie nada się na wakacje, do poczytanie w pociągu, samochodzie czy samolocie.
A wy? Czytaliście już "Confess"? A Może dopiero macie taki zamiar? Dawajcie znać w komentarzach 💗
BOOK-BLOOD PRINCESS
P.S. Jak zapewne wiecie, książka dostępna jest w dwóch wersjach okładkowych, ja wybrałam akurat tę fioletową, ponieważ lepiej pasuje mi do pozostałych książek tej autorki, jednak oba wydania wydają mi się piękne. Wydawnictwo Otwarte się postarało 😃
Swoją drogą, gdy dostałam książkę w swoje łapki, to przestraszyłam się, że dostałam trefny egzemplarz, gdyż miał on w środku kilka białych kartek. Okazało się na szczęście, że jest to specjalnie umieszczony w tamtym miejscy grubszy, biały papier, na którym wydrukowane zostały prace Danny'ego, których przykłady widzicie powyżej.
Dręczy was zapewne pytanie, czemu nie płakałam. W końcu Colleen słynie z tego, że zawsze wzrusza czytelników.
Oczywiście nie jest tak, że nie płakałam wcale. Uroniłam kilka łez, jednak nie były to kałuże, jak w przypadku chociażby "Ugly love". Jedynym, według mnie, mankamentem tej książki, jest jej krótkość. Książka ma niecałe 300 stron, na których mamy nawiązanie do sztuki. Mamy pewnego rodzaju eksperyment społeczny, związany z wyznaniami. W takim przypadku, praktycznie nierealnym jest przedstawienie w pełni bohaterów.
Przez te kilkaset storn, nie zdążyłam więc bohaterów dobrze poznać ani, tym bardziej, się do nich przywiązać.
Dodatkowo książka zawiera kilka minimalnych błędów logicznych, które strasznie mnie rozpraszały.
Ostatecznie jednak książka naprawdę mi się podobała. Ma bardzo ciekawą fabułę i jest przyjemna w odbiorze.
Myślę, że idealnie nada się na wakacje, do poczytanie w pociągu, samochodzie czy samolocie.
A wy? Czytaliście już "Confess"? A Może dopiero macie taki zamiar? Dawajcie znać w komentarzach 💗
BOOK-BLOOD PRINCESS
P.S. Jak zapewne wiecie, książka dostępna jest w dwóch wersjach okładkowych, ja wybrałam akurat tę fioletową, ponieważ lepiej pasuje mi do pozostałych książek tej autorki, jednak oba wydania wydają mi się piękne. Wydawnictwo Otwarte się postarało 😃
Nie czytałam jeszcze Confess, acz czytałam 3 inne książki tej autorki i naprawdę mi się podobały, szczególnie Maybe someday. Niezwykle urokliwa historia, nawet dla mnie, czyli kompletnego przeciwnika romansów! Confess intryguje mnie najbardziej chyba z nieprzeczytanych dotychczas książek Hoover.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie,
dziewczyna z książkami